Światowe Dni Młodzieży dotyczyły osób w każdym wieku, tworząc piękną mozaikę. Oddajmy jednak głos tym, którzy w tym uczestniczyli: Charity Chanetsa, Lucia Leung, Bernard Mizzi, Ronaldo Solorzano, Iwona Puch-Pirożkow, Andrzej Barański, Jakub Synowiec w rozmowie z Natalią Hodurek.
ŚDM: Język śpiewał z radości – czytaj artykuł
Charity Chanetsa (33 l.), Chinhoyi – Zimbabwe
-
Organizacja Światowych Dni Młodzieży w Krakowie to było wielkie i trudne przedsięwzięcie…
-
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Widziałam to na każdym kroku. Została wykonana dobra robota przez organizatorów i wolontariuszy!
-
A jak to wyglądało tu, „na dole”?
-
Mieszkańcy parafii w Mogilanach powitali nas bardzo ciepło. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie wspólne przeżywanie eucharystii, dzielenie się wiarą i umacnianie wspólnoty. Parafia się świetnie spisała. Tak trzymajcie!
-
Co powiesz o mieszkaniu w polskim domu?
-
Rodzina, która mnie gościła jest dla mnie ogromnie ważna. Ich prostota, pokora, radość, miłość i gościnność zostaną na długo w moim sercu. Żadne słowa nie potrafią wyrazić mojej wdzięczności względem nich. Tylko Bóg wie jak wynagrodzić ich dobroć. W szczególny sposób pamiętam o ich pięknych córkach a przede wszystkim Anieli, o którą się modlę i proszę o zdrowie dla niej.
-
Jakie miałaś wyobrażenie Polski przed przyjazdem i jak patrzysz na to teraz?
-
Przed przyjazdem wiedziałam, że Polska to błogosławiony kraj, pełen katolików. I nie myliłam się, bo taka jest rzeczywistość. Macie wspaniałych świętych, ale też piękne kościoły, kapliczki. Wspaniale było to przeżyć – mieszkać w kraju pełnym katolików, w którym czuliśmy się jak w domu. Czekamy na was w Zimbabwe zawsze z otwartymi ramionami. Niech Miłosierny Ojciec wam błogosławi!
-
Co Cię zaskoczyło w naszej ojczyźnie?
-
Urzekli mnie młodzi ludzie posługujący jako wolontariusze. Zawsze uśmiechnięci i gotowi do pomocy. To oni uczynili nasz pobyt łatwiejszym. Ta młodzież, jest nadzieją dla Polskiego kościoła. Pozdrawiam was wolontariusze!
Lucia Leung, Hongkong
-
Światowe Dni Młodzieży w Krakowie już się zakończyły. Jak je wspominasz?
-
Było trochę zamieszania. Ale przy organizacji tak dużego wydarzenia nie dało się tego uniknąć. Wszystko mieściło się w granicach normy (śmiech).
-
Jakie wrażenie zrobiła na Tobie parafia w Mogilanach?
-
Parafia jest wspaniała. Panuje w niej genialna atmosfera, dzięki, której czuliśmy się jak jedna wielka rodzina.
-
Co myślisz o naszej gościnności?
-
Bardzo polubiliśmy naszych gospodarzy i bardzo za nimi tęsknimy. Podczas pobytu w Polsce czuliśmy się jak członkowie rodziny. Polska wizja rodziny bardzo przypomniana mi chińską. Bardzo mi się to podoba – te same wartości i uczucia.
-
Jakie miałaś wyobrażenie Polski przed przyjazdem?
-
Nie wiedziałam zbyt wiele na temat Polski. To była moja pierwsza wizyta w waszym pięknym kraju. Teraz wiem, że Polska jest pełna ludzi radosnych i z ogromnym entuzjazmem.
-
Coś Cię zaskoczyło w naszej ojczyźnie?
-
Wielkim zaskoczeniem była dla mnie wasza łatwość w nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich. Muszę się od was jeszcze wiele nauczyć…
Bernard Mizzi (19 l.), Żebbuġ – Malta
-
Jak oceniasz organizację Światowych Dni Młodzieży w Krakowie?
-
W mojej ocenie jest to wielki sukces. Nie jest to tylko moja opinia, moi przyjaciele również są takiego zdania. W niewielkim stopniu dała nam się we znaki jedynie komunikacja miejska. Wszystko inne było perfekcyjne.
-
Jakie wrażenie zrobiła na Tobie nasza mogilańska parafia?
-
Wywołała na mnie wrażenie doskonale zorganizowanej. Mogilany to wieś wypełniona dobrą energią. Piorunujący efekt wywarli na mnie ludzie młodzi, którzy zawsze chętnie służyli nam pomocą.
-
Stare polskie przysłowie mówi: Gość w dom, Bóg w dom. A Ty jak oceniasz rodzinę, u której mieszkałeś? I polską gościnność?
-
Rodzina, u której mieszkałem była fantastyczna. Bardzo się o nas troszczyli. Przygotowywali dla nas rzeczy, których w ogóle się nie spodziewaliśmy. Jedna z dziewcząt w tej rodzinie była wolontariuszką. Przez cały czas starała się nam pomagać. Spędzała z nami wiele czasu na rozmowie. Co bardzo doceniam, gdyż było to bardzo gest z jej strony. Nigdy nie zapomnę im tej dobroci. Zawsze będę pamiętał o nich w modlitwie.
-
Co spodobało Ci się w naszym kraju?
-
Polska to miejsce, w którym można odpocząć w ciszy. Przypuszczam, że Polacy inaczej ten fakt postrzegają (śmiech). Macie cudowną przyrodę, wiele lasów, które uwielbiam. I wierzę, że będę jeszcze kiedyś miał okazję tu powrócić.
-
A co było dla Ciebie niespodzianką?
-
Byłem zdumiony gościnnością. Wszyscy byli bardzo przyjacielscy, czego kompletnie się nie spodziewaliśmy. Największą niespodzianką było dla mnie jedzenie, które było pyszne. Nie przypuszczałem, że macie w Polsce tak dobrą kuchnię.
-
Jakie odczucia miałeś przed przyjazdem?
-
Byłem bardzo podekscytowany, gdyż nigdy wcześniej nie byłem w Polsce. Mój przyjaciel, który gościł wcześniej w waszym kraju podzielił się ze mną swoimi przeżyciami i powiedział, że to piękne miejsce. Kiedy tylko rozpoczęliśmy zwiedzanie od razu zrozumiałem, że mój kolega miał rację. To było fantastyczne doświadczenie! Zakupiłem sobie nawet na pamiątkę strój waszej drużyny narodowej, żeby zawsze pamiętać o was. Polsko, dziękuję Ci za Twoją wspaniałą gościnność!
Ronaldo Solorzano (33 l.), Los Angeles – USA (pochodzi z El Salvador)
-
Jak oceniasz organizację Światowych Dni Młodzieży w Krakowie?
-
Wszystko było doskonale zorganizowane. Od samego początku mogliśmy liczyć na pomoc wolontariuszy, którzy byli zawsze do naszej dyspozycji. Widać było, że wiele osób było zaangażowanych w to przedsięwzięcie i chętnych do niesienia pomocy.
-
A jakie wrażenie wywarła parafia (Św. Bartłomieja Ap. w Mogilanach)?
-
Wasza parafia jest piękna i błogosławiona. Macie cudowny kościół, w którym są relikwie ważnych ludzi, mających szczególne znaczenie dla świata- świętego Jana Pawła II i świętej siostry Faustyny.
-
Co myślisz o rodzinach goszczących ? I o polskiej gościnności?
-
To był najlepszy punkt w naszym pielgrzymowaniu. Czuliśmy się jak w domu. Mieszkańcy Mogilan są bardzo gościnni. Jednak najwięcej śmiechu dostarczyła nam komunikacja – łamanie barier językowych.
-
Jakie miałeś wyobrażenie Polski przed przyjazdem ?
-
Szczerze mówiąc, nie miałem żadnej wiedzy na temat Polski. Teraz kiedy mam już za sobą ŚDM mogę powiedzieć, że Polska to kraj, w którym słowo MIŁOSIERDZIE ma szczególne znaczenie, kraj, który może być wzorem. Dzisiejszy świat potrzebuje ludzi młodych pełnych miłosierdzia.
-
Za co lubisz Polskę?
-
Przede wszystkim za ludzi- Polaków, którzy są bardzo dobrzy i serdeczni. W mojej pamięci na długo pozostanie wizyta w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Łagiewnikach. To właśnie tam modląc poczułem siłę płynącą od Boga – cudowne miejsce. Urzekło mnie piękno waszego kraju i ta ogromna wiara, którą odznaczają się jego mieszkańcy. A ja mogę jedynie dodać, że dla mnie Polska jest NIESAMOWITA!
Iwona Puch-Pirożkow (33 l.), Włosań
Z jakiego kraju pochodzili pielgrzymi mieszkający w Pani domu?
W moim domu mieszkali pielgrzymi z USA (Kalifornia) oraz z Kanady.
Ilu pielgrzymów gościła Pani w domu?
3 osoby. Chciałam tylko zaznaczyć, że nie tylko ja sama przyjmowałam pielgrzymów w moim domu, pomagali mi w tym rodzice i mąż.
W jakim wieku byli?
Dwadzieścia dwa i dwadzieścia siedem lat.
W jakim języku się Pani z nimi komunikowała?
Rozmawialiśmy po angielsku, a dodatkowo pielgrzym z Kanady pochodził z polskiej rodziny, więc mówiliśmy z nim po polsku.
Jakie emocje towarzyszyły Pani podczas pobytu pielgrzymów?
Bardzo się cieszyłam, że mogę ich przyjąć. Było to dla mnie oczywiste, że kogoś przyjmę.
Czy uczestniczyła Pani w wydarzeniach centralnych ŚDM? Jeśli tak to, jakich?
Uczestniczyłam w Drodze Krzyżowej na Błoniach, a także we mszy posłania na Brzegach. Udało mi się także uczestniczyć jednego dnia w katechezie i Mszy w Mogilanach dla pielgrzymów anglojęzycznych.
Czy utrzymuje Pani kontakt z pielgrzymami?
Tak, jesteśmy w kontakcie.
Andrzej Barański (68 l.), Gaj
Kogo przyjmował Pan pod swój dach podczas ŚDM?
W moim domu gościłem 10 pielgrzymów z Niemiec. Pośród nich znalazł się również polski ksiądz pracujący na stałe w Niemczech. Najmłodsi mieli 18 lat, a proboszcz parafii w Bonn, będący opiekunem grupy ponad 40.
A jak przebiegała komunikacja z nimi?
Komunikowałem się z nimi zarówno w języku niemieckim, jak i angielskim. Muszę przyznać, że dużo lepiej znam angielski, ale jeżeli chodzi o codzienne aktywności, byłem w stanie porozumieć się również po niemiecku. Dodatkowo, w grupie był ksiądz Jerzy, który mówił po polsku oraz pewna pani, której babcia była Polką. Ona także potrafiła zamienić kilka zdań w języku polskim. Dalej utrzymujemy kontakt mailowy. Wielokrotnie przysyłali mi jeszcze podziękowania za gościnę.
Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas wizyty pielgrzymów?
Od samego początku bardzo chciałem przyjąć pielgrzymów pod swój dach, ponieważ od lat jestem związany z kościołem. Kiedyś byłem zaangażowany w działalność Duszpasterstwa Akademickiego Św. Anny i wówczas wielokrotnie korzystałem z gościnności ludzi dobrej woli. 27 lat temu na zaproszenie młodych Niemców udałem się do Kolonii. Czułem się zobligowany do rewanżu.
Czy pielgrzymi chętnie spędzali czas z domownikami?
Tak, oczywiście. Pomimo, iż bardzo późno wracali z Krakowa, wiele godzin spędziliśmy na rozmowie i śpiewie. Co ciekawe, śpiewaliśmy razem najpiękniejsze pieśni Maryjne w języku niemieckim.
Co w Pana ocenie najbardziej się im spodobało w Polsce?
Starałem się, aby mogli dostrzec w naszym kraju wszystko, co najpiękniejsze oraz poznać polską kuchnię, która jak się okazało bardzo przypadła im do gustu. Byłem bardzo dumny, że można zrobić coś bezinteresownie i zbudować obraz Polski jako kraju ludzi religijnych. Muszę przyznać, że to były najlepsze dni w moim życiu.
Jakub Synowiec (31 l.), Konary
-
Z jakiego kraju pochodzili pielgrzymi których przyjmował Pan pod swój dach?
-
Gościliśmy pielgrzymów z Zimbabwe. Księży Johna i Alfreda oraz chłopców: Lesliego i Franka.
-
A jak przebiegała komunikacja z pielgrzymami?
-
Urzędowym językiem Zimbabwe jest angielski, w Polsce wiele osób bardzo dobrze posługuje się tym językiem, więc nasi goście nie mieli problemów komunikacyjnych. Dyskutowaliśmy w każdej wolnej chwili i do późnych godzin nocnych, dzięki temu dowiedzieliśmy się wiele o naszych gościach, ich kraju, tradycjach i doświadczeniach religijnych. Pielgrzymi byli bardzo ciekawi Polski, naszych tradycji, tradycyjnych potraw, polskich świętych, polskiego kościoła. Zwracaliśmy uwagę na to, co nas różni. Szczególnie spodobała im się obecność obiektów i symboli sakralnych w przestrzeni publicznej. Chętnie fotografowali się na tle przydrożnych kapliczek, jadąc autobusem wypatrywali ich. Zwracali też uwagę na piękno i różnorodność architektoniczną okolicznych świątyń i cmentarzy, które udało się nam odwiedzić. Gdyby takie spotkanie odbyło się 50 lat temu być może zaskoczyłyby nas różnice kulturowe, ale w tej chwili wspólna kultura masowa była bardzo pomocna: ubieramy się w to samo, jemy to samo, słuchamy tej samej muzyki, oglądamy te same filmy, używamy tych samych gadżetów więc nie było trudno o porozumienie, a kontakt podtrzymamy dzięki poczcie elektronicznej czy mediom społecznościowym. Nie bez znaczenia jest wspólnota wartości – wszyscy jesteśmy katolikami, więc patrzymy na świat przez te same okulary. To pięknie widać na Mszy Świętej, wierni modlą się w różnych językach a jednak jest tyle wspólnych elementów, że w dowolnym miejscu na ziemi można w takiej Mszy uczestniczyć. Doświadczyliśmy tego, ponieważ w ostatnim dniu nasi pielgrzymi odprawili w domu Mszę Świętą, która odbywała się w trzech językach: polskim, angielskim i języku jednego z plemion Zimbabwe. Muszę dodać, że Zimbabwejczycy bardzo szybko uczą się polskiej wymowy, pięknie śpiewali hymn ŚDM, bardzo chcieli nauczyć się „Barki”.
-
Jakie emocje towarzyszyły Panu podczas wizyty pielgrzymów?
-
Wizyta pielgrzymów była częścią Światowych Dni Młodzieży, które już same w sobie były czasem szczególnym. Początkowy stres, obawy – podsycane przez nieroztropnych dziennikarzy – zmieniły się w ciekawość a później szczególne poczucie wspólnoty. Dawno nie czułem tak mocno, że jestem częścią parafii oraz czegoś większego, uniwersalnej wspólnoty jaką jest Kościół. Podczas spotkań z papieżem chyba wszyscy odczuliśmy to samo: religijne uniesienie, poczucie jedności. Zobaczyliśmy wszyscy, że Kościół jako wspólnota nie jest skostniałą i nie pasującą do naszych czasów strukturą, jest młody, piękny, żywy i pełen zapału, dostrzeżenie tego „daje kopa”! Te emocje, oraz wiele radości przynieśli do naszego domu Zimbabwejczycy. Najtrudniej było… się z nimi pożegnać. Wszystkie te pozytywne emocje wracają, kiedy przeglądamy zdjęcia. Doświadczenie ŚDM cały czas w nas pracuje. Przypuszczam, że gdybyśmy nie przyjęli pielgrzymów, nie przeżylibyśmy tego czasu tak dobrze.
-
Czy pielgrzymi chętnie spędzali czas z domownikami?
-
Szybko okazało się, że pielgrzymi stali się częścią naszej rodziny. Wspólnie jedliśmy posiłki, spędzaliśmy „wolny” czas. Pielgrzymi zaprzyjaźnili się szczególnie z moją dwuletnią córką, ujęli ją swoimi uśmiechami i radością i nawet bariera językowa im nie przeszkadzała. Właściwie, trudno było znaleźć czas, żeby iść spać.
-
Co w Pana ocenie najbardziej się im spodobało w Polsce?
-
Wiele rzeczy spodobało im się bardzo, ale według mnie najbardziej polska gościnność. Byli zdumieni tym, że w każdym domu przyjmowani są bardzo serdecznie, według tego co mówią spodziewali się raczej chłodnego standardu: miejsca do spania na podłodze, a okazało się, że Polacy otwarli szeroko swoje domy i serca. Chwalili bardzo to, że na każdym kroku mogą liczyć na pomoc – w parafii, w domach i na ulicy. Dzięki temu w obcym dla siebie kraju mogli się poczuć jak w domu. Na pewno bardzo spodobały się im nasze świątynie, zwłaszcza te stare oraz przyroda. Poza tym również praktyczne sprawy: infrastruktura, sprawna komunikacja czy promocje w sklepach.
Rozmowy zebrała:
NATALIA HODUREK